W czasie, gdy upublicznialiśmy informacje, o których mowa był weekend i osoby odpowiedzialne za kontakt z mediami nie mogły potwierdzić czy chwilowe wyłączenie się prądu w prawie całym mieście, krótko po godz. 20.10, miało związek z pożarem przy ul. Czarnieckiego. Dodajmy, że szpital oficjalnie nie ma rzecznika, do którego moglibyśmy się zwracać w podobnych sytuacjach, które nie są ani wypadkami masowymi, ani nie dotyczą innych masowych zagrożeń. Naszą intencją było zwrócenie uwagi na problem procedur i efektywności sprzętu, od którego zależy przecież życie i zdrowie pacjentów.
26 minut utraty zasilania
Krótko po wybuchu pożaru przy ul. Czarnieckiego (dyżurny straży pożarnej przyjął zgłoszenie o godz. 20.05 – przyp. .red.), lekarz dyżurny pytał dowódcę akcji o to, czy utrata prądu w szpitalu ma związek z trwającą wówczas akcją ratowniczą przy ul. Czarnieckiego. Kpt. Dariusz Treć rzecznik prasowy straży pożarnej w Sztumie powiedział nam, że szpital otrzymał odpowiedź twierdzącą.
Rzecznik prasowa firmy ENERGA Lidia Serbin – Zuba także potwierdza - faktycznie miało miejsce czasowe odłączenie zasilania w dużej części Sztumu.
- Wyłączenie do budynku Czarneckiego 9 nastąpiło 26.02 na prośbę Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Sztumie: - po stronie średniego napięcia godz. 20.24 – 20.43
- po stronie niskiego napięcia godz. 20:43 – 21:50. Oznacza to, że 26 lutego na prośbę PSP Sztum zrobiliśmy wyłączenie budynku przy ul. Czarneckiego 9 w Sztumie. Wyłączenie to trwało od godz. 20.24 do 21.50.
Dodajmy, że sztumscy strażacy po tym jak odłączyli prąd w płonącym budynku, ze względów bezpieczeństwa byli też zmuszeni do podjęcia kroków w celu odłączenia napięcia w linii napowietrznej, która przebiegła przy płonącym dachu.
- Na prośbę Kierującego Działaniami Ratowniczymi, zwrócono się z prośbą o odłączenie zasilania w części miasta będącej w okolicy ul. Czarnieckiego – tłumaczy kpt. Dariusz Treć. - Zdalne wyłączenie prądu przez dostawcę energii elektrycznej na prośbę KDR, spowodowane było przyłączem napowietrznej linii elektroenergetycznej od strony szczytu, która nie umożliwiała podanie środków gaśniczych na połać dachu. - Podmiotem mającym możliwość załączenia napięcia w sieci jest dostawca energii. KDR po lokalizacji pożaru możliwie najszybciej przekazał informację o możliwości załączenia napięcia na okolicznych napowietrznych linia elektroenergetycznych
„Nie było operacji”
Z nieoficjalnych informacji, które otrzymaliśmy wynikało też, że tym czasie trwała operacja.
W tej sprawie skierowaliśmy zapytanie także do dyrekcji szpitala. Pani dyrektor potwierdziła, że szpital chwilowo utracił zasilanie, ale zaprzeczyła jakoby w tym czasie trwała operacja:
- W dniu 26.02.2016 roku w godzinach wieczornych nastąpiła utrata zasilania w Szpitalu Polskim w Sztumie – poinformowała Marzanna Kaczanowska, dyr. Szpitala Polskiego w Sztumie. - W czasie, kiedy została wyłączone zasilanie w energię elektryczną nie przeprowadzano żadnego zabiegu operacyjnego. Świadczy o tym dokumentacja bloku operacyjnego. Lekarz dyżurny dzwonił do Straży Pożarnej, bo planował zabieg operacyjny. W sytuacji utraty zasilania nie ma bezpośredniego zagrożenia dla życia i zdrowia hospitalizowanych pacjentów. Większość urządzeń medycznych w tym wszystkie ratujące życie m. in. aparaty do znieczuleń są wyposażone w wewnętrzne akumulatory, które umożliwiają ciągłość pracy urządzenia. W związku z powyższym nie ma potrzeby ręcznego wentylowania pacjenta. Dodatkowo Blok Operacyjny jest wyposażony w akumulatory, które to zadziałały podczas braku zasilania. Dzięki nim mamy zabezpieczone zasilenie w energię elektryczną na okres ok. 1 godziny (żywotność akumulatorów zależy od obciążenia sieci).
Poprosiliśmy zatem o uściślenie - czy włączone akumulatory nie mogły mieć związku z pracą bloku operacyjnego?
- Oprócz agregatu, który załącza się automatycznie, równocześnie załączają się też akumulatory, które umieszczone są w miejscach newralgicznych szpitala. Nie tylko blok operacyjny ma tego typu dodatkowe zasilanie. Kolejnym zabezpieczeniem, którym dysponują urządzenia szpitalne takie jak np.: respirator, aparat do znieczuleń, kardiomonitor itd., jest system UPS (wewnętrzny akumulator urządzeń), który po utracie zasilania także pozwala na dodatkową pracę. Gdyby podczas operacji nie zadziałał agregat prądotwórczy, akumulatory podtrzymują pracę bloku i dodatkowo działa UPS. Każdy lekarz przed operacją wolałby oczywiście pracować w warunkach, w których agregat awaryjny nie musi być uruchamiany, dlatego też doktor zadzwonił do strażaków z pytaniem, kiedy nastąpi przywrócenie zasilania zewnętrznego.
Agregat był załączany ręcznie
Czy rzeczywiście w tym czasie miał miejsce problem z agregatem prądotwórczym w placówce? Dyr. Kaczanowska dodała też, że rano tego dnia agregat był sprawdzany i działał prawidłowo, ale...
- Faktem jest, że podczas utraty zasilania zewnętrznego agregat prądotwórczy nie załączył się automatycznie – stwierdziła pani dyrektor. - Został uruchomiony „ręcznie” przez naszych pracowników. Agregat prądotwórczy jest sprawdzany cyklicznie, co dwa tygodnie a jego uruchamianie jest odnotowane pisemnie w dokumentacji. Tego feralnego dnia, też był uruchamiany w godzinach dopołudniowych i procedura załączenia przebiegła prawidłowo. Zgodnie z procedurą w sytuacjach kiedy dojdzie do braku zasilania w energię od zewnętrznego dostawcy i nie uda się uruchomić agregatu prądotwórczego, zawiadamiamy o tym fakcie m. in. Zakład Energetyczny i Straż Pożarną. Takie i podobne sytuacje motywują nas do jeszcze większej czujności i udoskonalania obowiązujących procedur.
Na pytanie o powód nie załączenia się automatycznego agregatu, który musiał być załączany ręcznie, dyrektor stwierdziła, że to... złośliwość rzeczy martwych.
NASZ KOMENTARZ
O emisji artykułu na podstawie informacji udzielonej nam przez widza TVSztum.pl, nie zadecydowała chęć – jak chcą niektórzy - wzbudzania sensacji. Chcieliśmy zwrócić uwagę na efektywność procedur w Szpitalu Polskim w Sztumie. Na szczęście nie potwierdziły się informacje o braku zasilania w trakcie operacji, ale przy okazji zwrócono uwagę na zawodność załączenia się automatycznego agregatu awaryjnego, który w sytuacji kryzysowej uruchomiono ręcznie. Zresztą dyr. szpitala Marzanna Kaczanowska stwierdziła sama w udzielonej nam wypowiedzi: „takie i podobne sytuacje motywują nas do jeszcze większej czujności i udoskonalania obowiązujących procedur.”. Odłączenie zasilania i chwilowe problemy z agregatem były zdarzeniem losowym, dodatkowo związanym z tragedią, która miała w tym czasie miejsce przy ul. Czarnieckiego. Na szczęście ani w szpitalu, ani przy ul. Czarnieckiego nikt nie stracił życia lub zdrowia, a po udoskonalaniu jeszcze bardziej szpitalnych procedur, wszyscy będziemy mogli czuć się jeszcze bezpieczniej.