Raport pt. „Jak młodzi Polacy oszczędzają na czarną godzinę?” wskazuje, jaki poziom oszczędności na tzw. czarną godzinę mają rodacy w wieku 18-35 lat. Uczestnicy sondażu mieli do wyboru 13 przedziałów (od „poniżej 500 zł” do „powyżej 10 tys. zł”). Najczęściej wybieraną odpowiedzią przez respondentów była kwota powyżej 10 tys. zł – 17,1%. Natomiast 12,3% ankietowanych nic nie zaoszczędziło, a 10,4% nie pamięta, czy odłożyło jakieś pieniądze. Dr Monika Kwiecińska-Zdrenka z Katedry Ekologii Społecznej w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu zwraca uwagę na to, że analizując rozkład danych, należałoby uwzględnić, w jakim momencie życia znajdują się respondenci. Uczniowie i studenci inaczej planują swoje wydatki niż młodzi dorośli, którzy prowadzą samodzielnie gospodarstwo domowe.
– Brak planowania własnych finansów i zabezpieczenia mógłby niepokoić wyłącznie w przypadku tej ostatniej grupy. Natomiast i w tej kwestii nie jest to zaskoczenie. Młodzi ludzie coraz później osiągają samodzielność finansową. Wydłuża się okres kształcenia. Wiele osób podejmuje studia i kończy je z opóźnieniem, np. wskutek nietrafionych wyborów. Oznacza to wejście na rynek pracy później niż w pokoleniu ich rodziców. Ponadto niskie wynagrodzenia coraz częściej prowadzą do dłuższego zamieszkiwania z rodzicami. Według danych GUS z 2018 roku, aż 33% osób w wieku 25-34 lat to tzw. gniazdownicy, którzy mieszkają z rodzicami, nie są w związku małżeńskim i nie mają dzieci – wyjaśnia dr Kwiecińska-Zdrenka.
Jak wynika z tego samego badania GUS, 60% ww. gniazdowników nie posiadało żadnego dochodu lub zarabiało średnio miesięcznie poniżej stawki minimalnej, która w 2018 roku wynosiła 2100 zł. Dr Wojciech Duranowski, ekonomista z Uniwersytetu Opolskiego, zaznacza, że jakkolwiek nawyk oszczędzania w młodym wieku jest istotny, to warto pamiętać o badaniach noblisty Abhijita Banerjee, który wykazał, iż niekiedy oszczędzanie wcale nie jest najlepszym wyborem.
– Szczególnie dotyczy to sytuacji, kiedy spodziewamy się skokowego wzrostu zarobków w przyszłości, np. z inwestycji w edukację. W tym wypadku lepiej, by student medycyny, informatyki czy ekonomii wydał pieniądze na dobrą stancję i pożywienie, aby po studiach sobie odbić te wydatki wielokrotnie. Mówię to w pewnym oderwaniu od tego, że omawiane wyniki są w jakimś sensie pokłosiem niskiej wagi, jaką przykłada się w Polsce do edukacji ekonomicznej młodzieży – nie tylko w szkołach, ale i w domu – dodaje dr Duranowski.
Z kolei Łukasz Zieliński, jeden ze współautorów raportu z SYNO Poland, zauważa, że dominujące we wskazaniach 10 tys. zł to duże pieniądze, ale należy spojrzeć na to przez pryzmat wieku. W ocenie eksperta, fakt, że 17% populacji w omawianej grupie wiekowej ma odłożone pieniądze w takiej kwocie, może świadczyć o tym, iż z reguły są to osoby, które najlepiej zarabiają (najczęściej powyżej 9 tys. zł) i mieszkają w dużych miastach. Natomiast dr Duranowski zauważa, że w przypadku kwoty powyżej 10 tys. zł nie wiemy, o jakich oszczędnościach dokładnie jest mowa. Może to być zarówno 11 tys. zł, jak i 600 tys. zł.
– Dla porównania, przeciętnie w USA generacja Z ma oszczędności wynoszące ok. 6,4 tys. dol. Myślę, że mimo wszystko ta grupa osób jest w dobrej sytuacji, bo stworzyła w młodym wieku mechanizmy oszczędzania, a jak wiemy z teorii procentu składanego, oszczędności zaczynają mocno rosnąć w późniejszym wieku, jeśli są mądrze inwestowane, a nie leżą na koncie lub w szufladzie – przypomina ekspert z Uniwersytetu Opolskiego.
Częściej kobiety niż mężczyźni nie posiadają żadnych oszczędności. Ponadto mówią o tym głównie osoby z miesięcznymi dochodami netto w przedziale 1000-2999 zł, z wykształceniem podstawowym lub gimnazjalnym i z miast liczących od 50 tys. do 99 tys. mieszkańców. Takimi wskazaniami nie jest zdziwiony Sebastian Sajnóg, starszy analityk z zespołu makroekonomii Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Zauważa, że osoby z tej grupy najpewniej zarobione pieniądze przeznaczają na bieżące wydatki, a niewielkie dochody nie dają im możliwości odłożenia pieniędzy na tzw. czarną godzinę.
– Osoby, które zarabiają poniżej średniej krajowej, nawet jeśli żyją w mniejszych miejscowościach, właściwie nie mają szans na zaoszczędzenie jakiejkolwiek kwoty, ponieważ koszty życia są na tyle wysokie, że trudno coś odłożyć. I właściwie dopóki nie znajdą lepszej pracy, to nic nie zachowają na czarną godzinę. Do tego rodacy z niższym wykształceniem mogą pewnych rzeczy i zdarzeń życiowych odpowiednio nie przewidywać. Dlatego też ich wewnętrzna potrzeba w kwestii odkładania pieniędzy może być na niższym poziomie niż pozostałej części populacji – tłumaczy ekspert z SYNO Poland.
Do tego z badania wynika, że częściej nie pamiętają poziomu swoich oszczędności kobiety niż mężczyźni. Aż 32,9% w tej grupie stanowią osoby, które nie chcą ujawniać wysokości swoich dochodów. – Z dużym prawdopodobieństwem wstydzą się one braku takich zasobów i wielkości zarobków. Dlatego nie chcą o tym w ogóle mówić. Jednocześnie możliwe jest, że w ww. grupie ankietowanych są bardzo majętne osoby, które wolą nie informować nikogo o swoim stanie posiadania, w tym o poziomie dochodów i zakresie oszczędności – komentuje Łukasz Zieliński.
Dalej w zestawieniu widzimy deklarację oszczędności poniżej 500 zł – 10%, 500-1000 zł – 7,3%, 2000-3000 zł – 5,9%, 5000-6000 tys. zł – również 5,9%, a także 1500-2000 tys. zł – 5,8%. Jak wskazuje dr Monika Kwiecińska-Zdrenka, o takim rozłożeniu odpowiedzi decydują niewielkie możliwości odkładania pieniędzy. Do tego dochodzi zmiana systemu wartości.
– Młodzi ludzie poszukują sposobów na wartościowe życie poza pracą, co pociąga za sobą m.in wydatki na samorozwój, podróże i hobby. Poszukują też substytutów nieosiągalnej dla nich wyższej pozycji społecznej. Robią np. zakupy na raty i z odroczoną płatnością. Dla części osób zapewne powodem jest – niefrasobliwe z perspektywy starszych dorosłych – przekonanie o własnej nieśmiertelności. Część młodych może też uważać, że nie ma powodu, żeby oszczędzać na coś, co jest mało prawdopodobne – uzupełnia ekspertka z UMK w Toruniu.
Najmniej wskazań w badaniu miał przedział 8000-9000 tys. zł. Zaledwie 0,7% respondentów wybrało tę możliwość. Jak stwierdza dr Wojciech Duranowski, najważniejsze jest, że zdecydowana większość młodych ludzi posiada jakiekolwiek oszczędności, a to, czy ktoś w wieku 20 lat ma do dyspozycji 6 tys. zł czy 8 tys. zł, jest naprawdę kwestią drugorzędną.
– W mojej ocenie, ważniejsza jest świadomość znaczenia oszczędzania i gotowość inwestowania, np. w kursy i edukację, tak aby w przyszłości zarabiać znacznie więcej. Już XIX-wieczny amerykański biznesmen P. T. Barnum, jeżdżąc po USA, zauważył, że nie sztuką jest oszczędzać na świeczkach, których dzieci potrzebują do wieczornej nauki. To raptem kilka dolarów, a zaprzepaszczenie edukacji to utrata wysokich zarobków właściwie przez całe życie – podsumowuje dr Duranowski.