...- A co sprawiło, że Żuławy były niegdyś, do 1945 roku, rajem dla żyjących tu niegdyś i gospodarujących ludzi? Jest taka legenda, są przekazy pisemne, że niegdyś był to bogaty i mlekiem płynący kraj, w którym żyli zamożni i – co jest ważne – wolni chłopi żuławscy. I co sprawiło, że po II wojnie światowej Żuławy stały się piekłem dla Polaków i Ukraińców, którzy tu przybyli? Z opowieści rodzinnych wiem, że to było wtedy takie bagniste, błotniste, beznadziejne piekło, z którego się ucieka. Sama pochodzę z rodziny osadników żuławskich, którzy przyszli na Żuławy w 1947 roku, ale moi rodzice uciekli stąd bardzo szybko za pracą do dużego miasta.
- Historia tej ziemi jest skomplikowana. Ludzie na Żuławach zamieszkali jakieś 12 tysięcy lat temu, jak zszedł stąd lodowiec i wszystko obeschło. Najpierw żyła tu na bagnach mieszanka ludności prusko-pomorska. Gospodarka była ekstensywna, zbieracko-łowiecka. Dopiero w „naszej erze” zaczyna się rolnictwo i hodowla. W XII wieku przybyli cystersi z klasztoru w Oliwie, którzy dali początek prawdziwej uprawie roli na Żuławach. To oni właśnie założyli na tym terenie pierwszy folwark rolniczy. To było w Lichnowach, na ziemi podarowanej im przez księcia z Lubiszewa. I to już był postęp. Potem na Żuławy przyszli krzyżacy, którzy sprowadzili tu osadników z Niemiec. Wezwali tu również osadników z Niderlandów, czego dowodem może być dawna nazwa Pasłęka, który po niemiecku nazywał się „Preussische Holland”, czyli „Pruska Holandia”. Wiadomo, że tam właśnie przybyli Holendrzy, aby na zlecenie krzyżaków osuszyć dolinę rzeki Wąskiej, nad którą budowano zamek. A przecież Pasłęk leży zaledwie kilka kilometrów od jeziora Drużno, czyli blisko Żuław. Potem, już w czasach Rzeczpospolitej, kiedy te ziemie należały do Polski, było tu kilka powodzi, które doszczętnie spustoszyły żuławskie wioski, niszcząc kompletnie tutejsze osadnictwo i rolnictwo. Dlatego właśnie w XVI wieku, za czasów króla Zygmunta Augusta, niemieccy mieszczanie Gdańska i Elbląga znowu sprowadzili tutaj Holendrów. Tym razem byli to członkowie protestanckiej sekty Menno Simmonsa, którzy szukali ucieczki przed szalejącą wówczas w Niderlandach Świętą Inkwizycją, która prześladowała i gnębiła heretyków. I ci wszyscy ludzie, którzy żyli i pracowali tutaj dawniej, dobrze rozumieli tę ziemię, wiedzieli jak na niej pracować i jak zrobić tu pieniądze. Zwłaszcza chodzi mi tutaj o mieszkańców Niderlandów, którzy trafili na Żuławach na taką samą ziemię jaką mieli tam, u siebie. Bo w delcie rzeki Renu i Mozy w Holandii były takie same warunki geograficzne jak na Żuławach. Delta ta jest tak samo ukształtowana jak delta Wisły. Nie ma więcej takich delt na świecie. I ci Holendrzy wiedzieli jak podejść do kwestii gospodarowania na Żuławach. I kiedy oni musieli opuścić swój kraj, kiedy stracili swoją ziemię, swój raj, w którym żyli, to jak oni znaleźli taką ziemię, gdzie nie stał nad nimi inkwizytor, to dla nich to był już raj. Wprawdzie ileś set czy tysięcy kilometrów od tego ich pierwszego raju, ale oni tu przyszli, uwierzyli, że ten raj tutaj jest, i go stworzyli tu sobie, wysuszyli, zbudowali. I jak ci osadnicy, ci mieszkańcy tej ziemi, poszli potem dolinę, w deltę Wołgi, żeby tam osuszać bagna, na zaproszenie carycy Katarzyny II.
- To tam to samo zrobili?
- Tam też stworzyli sobie taki raj. Bo tamte dawne czasy były trochę inne niż dzisiaj, one były takie, że człowiek był blisko przyrody, on był częścią tej przyrody, siedział w tej przyrodzie, miał swoje korzenie w niej. Natomiast w ’45 roku wszystko się zmieniło…
- No właśnie, w 1945 roku tutaj bardzo się zmieniło. Mnie najbardziej uderzyły zmiany własnościowe na Żuławach. Jakiś czas temu w Archiwum Państwowym przeglądałam dokumenty gminy Duninowo, dzisiaj to jest Zwierzno w gminie Markusy. Czytałam te wszystkie spisy wcześniejszych niemieckich właścicieli i powierzchnie ich gospodarstw robione przez polskich urzędników latem 1945 roku i porównywałam z tym, co było potem. Patrzyłam na to jak rolnik, bo ja mam średnie wykształcenie rolnicze i znam wieś dość dobrze z autopsji. Te gospodarstwa, które wcześniej posiadali Niemcy czy też menonici czy jak ich tam zwał, miały przypisany duży areał rolny. To samo dotyczyło budynków. Pamiętam z czasów dzieciństwa, że niektóre drewniane domy na Żuławach były tak duże, że tam mógł mieszkać właściciel i jakaś ilość służby. W tych domach było tyle miejsca w środku, jak w jakimś dworze czy pałacu. To była ogromna powierzchnia na kilku poziomach, bo tam często było jedno czy dwa piętra nawet. Ja te domy widziałam w latach 60. i 70. jak tu spędzałam wakacje. Dawniej te wielkie prywatne gospodarstwa działały jak małe PGR-y. Bo tam były areały od 50 do 100 hektarów, a przeciętny PGR w PRL-u miał zwykle około 100 hektarów. Ale po wojnie polska władza ludowa to wszystko podzieliła na mniejsze działeczki. Zwykły osadnik na Żuławach dostawał tylko siedem hektarów ziemi, jak na przykład moja babcia w Markusach, a osadnik wojskowy otrzymywał dziewięć hektarów. Po wojnie do tych wielkich domów z drewna władze powsadzały po trzy, cztery rodziny. I oni tak tam mieszkali na kupie, kłócąc się i walcząc ze sobą o drobiazgi. W tych wielkich domach, wielkich gospodarstwach nie było jednego właściciela odpowiedzialnego za wszystko, tylko taka wspólnota jak w jakimś mieszkaniu komunalnym w mieście, gdzie ludzie mają wspólną kuchnię i toaletę. Czy właśnie to skomunalizowanie tych wielkich gospodarstw na Żuławach nie było przyczyną niemożliwości ich rozwoju? Może błędna decyzja centralnych władz polskich spowodowała, że gospodarka rolna na Żuławach została zniszczona i nie niosła już ze sobą bogactwa tylko biedę? Może jakby po 1945 roku dać tym osadnikom więcej ziemi i nie wrzucać tutaj wszystkich ludzi, w tym też ludzi przypadkowych, nie znających się na uprawie roli, tylko sprowadzić takich, którzy mają odpowiednie kompetencje do pracy na roli, to może by było tak samo jak było?
- Właśnie powiedziała Pani to, o czym sam chciałem mówić.
- Tak? Bo ja na podstawie tych dokumentów tak sama doszłam.
- Ale dotknęła Pani tylko części tego, co tu się wydarzyło. Pierwszą rzeczą, która stała się w ’45 roku to było to, że wyrzucono stąd tych, którzy tę ziemię znali, i którzy wiedzieli, gdzie i jak wsadzić szpadel albo pług, i jaki pług użyć, i jakiej brony użyć, wiedzieli od A do Z, jak ta ziemia funkcjonuje. Oni byli cząstką tej ziemi. Oni tutaj się urodzili, wychowali, i do śmierci tutaj byli. I nie trzeba było im tłumaczyć, że o tej porze trzeba coś tam zrobić. Zresztą, nie było takich służb wtedy, które by to kontrolowały. Taki właściciel, taki gospodarz, to był przedsiębiorca, to był dyrektor PGR-u jak Pani powiedziała. To były takie gospodarstwa, jakie był w stanie ogarnąć jedna osoba zarządzająca, która miała do pomocy paru parobków ze służby, do tego jeszcze paru robotników sezonowych, którymi często byli Polacy przyjeżdżający tutaj z Kociewia czy z Kaszub. Natomiast w 1945 roku przyjechali tutaj ludzie przypadkowi.
- Zostali przywiezieni tutaj! Dosłownie wrzuceni!
- Wrzuceni, tak, tak, oni nie wiedzieli przecież, gdzie wylądują. Może w 1946, 1947 roku to już coś wiedzieli. Natomiast ci, którzy tu przyjechali na początku, zostali tu przywiezieni. Bez własnej woli, to było poza nimi. Uporządkujmy to piekło. Tu przyszli ludzie, dla których drewniany, zapadający się w ziemię dom, kryty strzechą…
- Z polepą glinianą…
- Z polepą glinianą w izbie, no, nie, w izbie była podłoga drewniana, a w kuchni, w sieni była polepa. Z dwiema krówkami przy płocie i jakąś tam obórką, gdzie była świnia, jedna, druga. To to był ich świat. To był ich święty świat. Oni z tego świata zostali wyrzuceni. Skopani, zdeptani, ale to była ich świętość. I oni zostali z tego tam raju ich, zostali wyrzuceni. I cokolwiek by nie dostali, to już nie było rajem. To już było piekło. Bo oni musieli do tego piekła wejść, zostali tu przywiezieni…
- No tak, takie były warunki życia na przykład Wołyniaków, czyli tak zwanych repatriantów, ludzi zza Buga, z Białorusi, z Wileńszczyzny.
- Repatriantów. Bo przecież ta ludność tutaj została przywieziona. Tu była jeszcze druga grupa ludzi. Tu byli ludzie z Kielecczyzny...
Kwartalnik można zamówić na prowincja@onet.pl lub wpaść 14.01 o 16.00 na promocję do Gospody Mały Holender w Żelichowie