Kolejna przysięga wojskowa pomorskich terytorialsów miała szczególny charakter. Tego dnia obchodzili 79. rocznicę powstania Armii Krajowej. Wojska Obrony Terytorialnej są niezmiernie dumne, że stały się kontynuatorami takich tradycji. Pomimo funkcjonowania w różnych okresach historii, te dwie formacje łączy ten sam system wartości oraz podobny model funkcjonowania. Tak jak w czasie II wojny światowej żołnierzy AK zjednoczyła idea walki z okupantem w celu odzyskania niepodległości, tak dziś terytorialsów łączy gotowość obrony własnej Ojczyzny oraz niesienia pomocy lokalnej społeczności.
Miłym akcentem uroczystości było wręczenie dowódcy 7 PBOT, kmdr. Tomaszowi Laskowskiemu Złotego Krzyża Honorowego Związku Piłsudczyków Rzeczypospolitej Polskiej. Odznaczenie brązowe otrzymała st. szer. Agnieszka Szenk. Wręczał je płk Tomasz Kocent, Prezes Okręgu Kaszubsko-Pomorskiego Związku Piłsudczyków RP, w uznaniu zasług za pomoc kombatantom w okresie pandemii koronawirusa.
Każdy może przyłączyć się do rodziny terytorialsów.
Żołnierze, którzy składali przysięgę wojskową w Malborku pochodzą z różnych rejonów naszego województwa i do tej pory nie mieli nic wspólnego z wojskiem. Są wśród nich nauczyciele, pracownicy Poczty Polskiej, agencji ochrony, przedsiębiorcy czy studenci. Za nimi pierwszy etap trzyletniego procesu edukacji wojskowej - szesnastodniowe szkolenie podstawowe zakończone tzw. pętlą taktyczną, czyli egzaminem sprawdzającym zdobyte do tej pory umiejętności wojskowe.
Jakiej potrzeba motywacji, aby wyjść ze swojej strefy komfortu i w lutym dobrowolnie przeżyć taką przygodę? Na to i inne pytania odpowie szeregowa Agata Banaszek, którą do wstąpienia w szeregi WOT zmotywowali mąż i syn - również żołnierze OT.
- „Jestem szczęśliwa z tego powodu. Nie powiem, żeby było łatwo, ale było fajnie” - mówi Agata Banaszek. - „Odniosłam wrażenie, że strach ma wielkie oczy. Nie było tak ciężko, jak na początku sobie to wyobrażałam. W Wojskach Obrony Terytorialnej od dwóch lat jest już mój mąż. W sierpniu na szkoleniu szesnastodniowym był syn i właściwie po tym, jak wrócił, dojrzałam do tej decyzji. Obaj często rozmawiali o tym, co robili podczas szkoleń i zdecydowałam, że też mam ochotę brać w tym udział. Chciałam spróbować, sprawdzić się, chciałam być tam z nimi”.
Na pytanie, czy mąż z synem zachęcali ją do służby, pani Agata odpowiedziała, że nie.
- „Oni nawet nie przypuszczali, że chciałabym dołączyć. Uważali, że to zupełnie nie jest moja bajka. Ale ja z kolei słuchając ich opowieści po rotacjach stwierdziłam, że też bym tak chciała. Oprócz tego zauważyłam, że WOT udziela pomocy innym ludziom i to mi się bardzo podoba. Ja też chciałabym pomagać” - powiedziała Agata Banaszek. - „Kiedy mój syn w sierpniu wrócił po szesnastce. Rozmawialiśmy na ten temat i wtedy ten pomysł przyszedł mi do głowy. To był ten moment. Pierwszy i ostatni, kiedy przeszło mi to przez myśl. Zaczęłam działać. Zaczęłam intensywnie uprawiać sport. Nie były to jednak sporty wyczynowe - jazda na rowerze, kijki, siłownia. Sport jest w jakiś sposób obecny w moim życiu. Tak bardziej dla relaksu i formy”.
A co najbardziej podobało się pani Agacie podczas tych szesnastu dni?
- „Szczerze nie wiem. Strzelanie chyba jednak nie do końca. Raczej całokształt szkolenia” - odpowiedziała. - „Na tę chwilę mam funkcję radiotelefonisty, ale podoba mi się pierwsza pomoc, więc bardziej interesuje mnie funkcja ratownika”.
Pani Agata podkreśla, że cały czas syn z mężem ją wspierali i dopingowali.
- „Kibicowali mi. Syn ze mną uprawiał sport, biegał. Mąż ze mną robił brzuszki i pompki. Wspomagali mnie, dopingowali i cieszyli się po prostu. Było: „mama, dasz radę!”, „kto jak nie ty”.
O chwili zwątpienia mówi, że był jeden moment.
- „Pomyślałam, że może to nie dla mnie. Przecież nie jestem już najmłodszą osobą. Ale to był moment. Przetrwałam ten jeden dzień. Po prostu. Rozmawiałam z mężem z synem. To nie było jakieś silne załamanie. Po prostu chwilowe zwątpienie. Słabszy dzień”.
A co czuła przed przysięgą? Pani Agata podkreśla, że przede wszystkim radość.
- „Ogromna radość, że to wszystko przetrwałam, że będę żołnierzem i będę pomagać innym, dopóki dam radę. Jest satysfakcja i radość”.
A czy fakt, że teraz w domu będzie trzech żołnierzy, wpłynie na ich wspólne relacje rodzinne? Pani Agata twierdzi, że raczej nie.
- „Nasze relacje zawsze były bardzo dobre. Jeżeli coś się zmieni, to tylko na lepsze. Będziemy mieli więcej wspólnych tematów. Mam nadzieję, że będziemy razem na szkoleniach rotacyjnych. Myślę, że jak będziemy razem z nich wracali, to będzie nas to jeszcze bardziej zbliżało do siebie, jeszcze bardziej łączyło i wiązało”.
A co powie rodzinie i koleżankom po powrocie do domu?
- „Chyba zachęcę. To jest pewna lekcja życia. Kolejne doświadczenie. Coś fajnego” - podkreśla.
Informację i zdjęcia przekazał: por. Tomasz Klucznik, oficer prasowy 7 PBOT
Wywiad z Agatą Banaszek przeprowadził: szer. Maciej Boryń